piątek, 13 sierpnia 2010

Tydzień szósty

W szóstym tygodniu, w piątek pojechaliśmy z powrotem na wieś, do Scisciano. Celem wyjazdu był aktywny udział w imprezie kończącej Il mondo di Oz. To co się tam działo nie ma większego znaczenia, ale to co się działo na niebie to było coś zupełnie WOW. Otóż zbliżała się do nas burza. I się zbliżała i zbliżała aż w końcu trzaskało że hoho. Żałuję, że nie dalo się zrobić zdjęcia. Ale przypominało to sceny z horroru. Latające krzesła, wszędzie woda, cytryny spadające z drzew. Wyglądało bajecznie. Trochę jak w faktycznej krainie Oz. Ale problemy pojawiły się jak wracaliśmy do domu. Okazało się że drogi prowadzące do domu zamieniły się w albo w rzeki albo były nieprzejezdne z powodu przeszkód jakimi były leżące drzewa. Ale, każdy dostał Dorotkę [w formie lalki barbie bez majtek]i za sprawą Dorotki zapiętej pasami na przednim siedzeniu i dzięki umiejętnościom kierowcy udało nam się dotrzeć do domu przed świtem.
A następnego dnia czekała mnie wycieczka do miasta na wyprzedażowe łowy. Tym razem wykorzystałam filtr 'zachod slonca' w aparacie, wiec wszystko ma ciepłe, pomarańczowe barwy. G powiedział: 'this is soo gay'. Ale mnie się podoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz